Stachura

Lektura/Lektüre

Jestem na Muranowie. Idąc jak do łazienki na dłuższe posiedzenie szukam jak zwykle odpowiedniej lektury. Podchodzę do biblioteczki i zagabuje mnie stamtąd cienki niebieski, jakby koloru nowych dżinsów,  grzbiet książki. Wyciągam ją, a właściwie książeczkę i czytam tytuł na okładce „Postscriptum“. Autorem tekstów jest Edward Stachura. 

O rany Stachura zupełnie go zapomniałem. Do góry na powierzchnię pamięci wypływają mi bańki wspomnień, chyba rok 1977, mój dobry przyjaciel Marek, który wtedy studiował chemię na uniwerku, powiedział mi pierwszy raz o Stachurze. Nieraz myślę o Marku, jak chętnie bym się z nim spotkał. ale nawet nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska.

Książeczka jest wydana w 1989, możliwe że ją dawniej sam kupiłem, a może zrobił to mój wujek, brat mojej mamy, osoba ze złamanym życiorysem, takim jak u Stachury, a może i takim jak i u mnie. Tylko ten mój życiorys jest bardziej giętki, z wieloma bocznymi odnogami, kończącymi się jako ślepe zaułki, które potem dziczeją i zarastają niepamięcią, albo może lepiej zapomnieniem.

Wczytuję się przedsłowie wydawców, którzy nieopublikowane maszynopisy Stachury zapakowali w broszurkę i zatytułowali „Postscriptum“, i wpada mi w oko tytuł ostatniego „rozdzialiku“  o tytule 

„Pogodzić się ze światem“. Wędruję od razu do strony 49, która katapultuje mnie w roku 1979, czyli było nie było 45 lat wstecz. Stachura ma wtedy 42 lata, a ja 22. Razem jesteśmy niejako w uchwycie nelsona, które nam założyło życie i walczymy ze sobą. Jego trzyma za gardło middle crisis, a ja mam wykręcone do tyłu ręce, bo muszę odbywać służbę wojskową. Co nas łączyło, to bolesne ciosy wydarzeń i tęsknota za polepszeniem losu. 

Stachura nosi ze sobą ciężkie przeżycie kraksy z elektrowozem, które uczyniło z niego kaleką fizycznego, oraz pobyt w szpitalu w Drewnicy, czyli w tzw. wariatkowie, które zrobiło z niego kalekę do kwadratu. „Mam 42 lata i czuję się jakbym miał ich 420.“, pisze o sobie. 

Oh Jesus to przecież rok 1979. Skanuję swoją biografię zatrzymując się na początku 1979 i wielki bull shit, widzę siebie uciekającego z jednostki wojskowej i to, jak wracam załamany do jednostki, a drzwi aresztu zamykają się za mną. Aby uniknąć konsekwencji karnych udaję psychozę maniakalną, wyjaśniając na przesłuchaniu, że uciekłem przed iluminatami, którzy za mną ganiali z miotaczami promieni śmierci. Lekarz wojskowy ostrzega mnie: „człowieku nie udawaj wariata, bo zamkną ciebie w psychiatryku, a tam zrobią z ciebie prawdziwego wariata“.

Myślę o jego zderzeniu z elektrowozem, i przypominam sobie mój własny wątek kolejowy, kiedy to w roku 1976, wpadłem między peron, a pociąg, który na szczęście dla mnie dopiero ruszał i się zatrzymał. 

Pieprzona koincydencja- tak myślę sobie widząc w Wikipedii datę urodzenia Stachury: 18.8. Przecieram oczy ze zdumienia: to przecież moja data urodzenia, tyle że on urodził się o 20 lat wcześniej.

Doczytuję się, że na Pradze, na ścianie domu przy ulicy na której on mieszkał jest namalowany mural z nim. Pakuję do torby książkę i lecę nad Wisłę, na prom płynący na drugą stronę. Poznałem tam miłego Pana z obsługi, który wychował się na Muranowie jak i ja, pracował w Westberlinie, na Gneisenaustr., parę kroków od mojego berlińskiego mieszkania. Jego biografia jest podobnie jak moja nieliniowa, więc mogliśmy sobie dłużej pogawędzić, niejako rozumiejąc się, czyli czując tematy. Bym powiedział, że nasze linie bytu metafizycznego weszły ze sobą niejako w rezonans. 

Na promie przez Wisłę / Auf der Weichselfähre

O Stachurze myślę również, że może jest on rozbitkiem z tego samego statku kosmicznego, który awaryjnie wylądował na Ziemii, więc jest o niejako moim planetarnym, a może nawet gwiezdnym bliźnim.

Po kilku przeprawach promem przez Wisły w tę i nazad wysiadam na Pradze. Mijam szpital praski, w którym w 1939 roku wyzionął swojego ducha mój dziadek. Przełażę przez opustoszały  Bazar Różyckiego wychodząc na Brzeską, a potem idę przez tunel pod Dworcem Wschodnim, na drugą stronę Pragi, na Pragę Południe

To tutaj właśnie, przed nasypem kolejowym jesienią 1976 roku piliśmy wino z butelki, a potem jechałem tym feralnym pociągiem z którego wypadłem.

Ulica Skaryszewska, gdzie były „ciuchy“ na których kupiłem sobie pierwszego t-shirta z z rysunkiem jakiegoś marynarza z fajką i z napisem, którego do tej pory nie zapomniałem: „i was lord’s kitscheners valet“

Przechodzę koło fabryki czekolady „Wedel“, dawniej „22 lipca“, na Kamionku, koło parku Skaryszewskiego. Praga Południe jest dla mnie jakby smutna, a może nawet w jakimś sensie biedna, jakby jej dusza wstydziła się siebie. Może dlatego Bóg na pocieszenie duszy postawił właśnie tam fabrykę czekolady. 

Nagle przypominam sobie, że w moich snach nawiedzałem dosyć często te okolice. Na Grochowie mieszkała przecież moja ulubiona ciocia Nunka,  czyli moja matka chrzestna, moich trzech dobrych kolegów, z którym niejedno zmajstrowaliśmy i przeżyliśmy, tutaj poznawałem arkana sztuki kochania. Nic dziwnego, że we moich snach wędruję czasami właśnie tutaj. 

Mural „Sten“/ Wandbild „Sten“ Stachura

Dochodzę do ul. Rębkowskiej, trochę się błąkając w gęstej sieci małych uliczek, ale dr. Google nawiguje mnie bezbłędnie do celu. Na ścianie starego, jeszcze przedwojennego domu podziwiam mural ze Stachurą.

Dom, w którym sobie poeta odebrał życie, stoi parę metrów dalej i jest zaprzeczeniem poezji -peerelowska architkektura, pewno z wczesnych lat 60 tych, albo końca 50 tych. Szukam numeru jego mieszkania i znajduję je na parterze. W oknie zasłonięte żaluzje, banalność kolei życia myślę sobie, ktoś się powiesił,  a potem ktoś inny wprowadza się tam i mieszka dalej jak gdyby nigdy nic. 

Stacja końcowa / Endstation

Myślę o samobójcach, których wcześniej osobiście znałem, może naliczyłbym z 10 osób, czy to jest dużo czy mało? 

W moim odczuciu byli oni nielinearni, bo żyli siebie samych 1:1. Oznacza to że byli wobec siebie konsekwentnie uczciwi, przekraczając często granice wytrzymałości bólu. To odróżniało ich od szarej masy, ale nie tylko, bo ją, czyli masę, wrzucało w paniczny starch. Szara masa nienawidzi samej siebie za to że boi się swojego cienia i jest z reguły nastawiona sadystycznie do inności(wolności poety). Jej perwersyjne popędy wyładowuje ona na ludziach nielinearnych. 

To raczej szara masa powinna popełniać kolektywne samobójstwa, a świat byłby przez to chyba ciut lepszy, na pewno nie gorszy. Kosmicznie rozpatrując byłoby to sprawiedliwe, ale rzeczywistość jest złośliw, bo jeśli kowal coś zawini, to z reguły wiesza się cygana.

Dochodzę do Wiatraka, czyli Ronda Wiatraczna napotykając się na młodych ludzi z piętnem kryminalnego genu dostrzegalnym w ich spojrzeniu, postawie, a może nawet w sposobie ich ubierania się. Deprecha Grochowa nastraja mnie smutno, biorę tramwaj 26 i jadę za Wisłę, na Muranów.

Tramwaj / Der Tram

Linia tramwajowa 26 dowoziła moją mamę przez 30 lat do pracy na Wolę. Kombinatu gdzie pracowała mama już dawno nie ma, i ma też nie, a linia 26 dalej jeździ. Głód zatrzymuje moją karuzelę wspomnień i wrzuca mnie z powrotem w egzystencjalną teraźniejszość, na szczęście moja sąsiadka Pani Halinka, która w lato ukończyła 93 rok życia, częstuje mnie jabkowymi placuszkami. W takich momentach można się zakochać w życiu.

Deutsche Version

Ich bin in Muranów. Auf dem Weg ins Badezimmer, wie immer für einen längeren Aufenthalt, suche ich nach passender Lektüre. Ich gehe zum Bücherregal, und ein dünner, blauer Buchrücken, fast in der Farbe einer neuen Jeans, erregt meine Aufmerksamkeit. Ich ziehe das Buch heraus, oder besser gesagt das Büchlein, und lese den Titel auf dem Umschlag: „Postscriptum“. Der Autor der Texte ist Edward Stachura.

Oh Mann, Stachura, ich hatte ihn völlig vergessen. An der Oberfläche meines Verstandes tauchen Erinnerungsblasen auf, wohl aus dem Jahr 1977. Mein alter Freund Marek, der damals Chemie studierte, fällt mir ein, von dem habe ich von Stachura damals erfahren. 

Ich denke oft an ihn, aber ich kann mich nicht einmal an seinen Nachnamen erinnern. Wie gerne würde ich ihn wiedersehen. 

Das Büchlein wurde 1989 veröffentlicht – vielleicht habe ich es damals gekauft oder vielleicht mein Onkel, der Bruder meiner Mutter, auch ein Mensch mit einem zerbrochenen Lebenslauf, so wie Stachura.

Mein Lebenslauf ist eher biegsam, mit seitlichen Abzweigungen, die oft in Sackgassen enden, die dann verwildern und von Vergessenheit überwuchert werden – oder besser gesagt, im Ozean des Vergessens abtauchen.

Ich vertiefe mich in das Vorwort der Verleger, die Stachuras unveröffentlichte Manuskripte in dieses Büchlein gepackt und „Postscriptum“ betitelt haben, und mein Blick bleibt an dem Titel des letzten „kleinen Kapitels“ hängen: „Mit der Welt Frieden schließen“. 

Ich blättere sofort zu Seite 49, die mich dann in das Jahr 1979 katapultiert, also 45 Jahre zurück. Stachura ist damals 42, und ich 22.  Wir stecken irgendwie gemeinsam in den existentiellen Schwierigkeiten. Das Leben hat uns beiden einen Nelson-Griff angelegt und wir müssen gegen uns selbst  für Leben und Tod kämpfen. Ihn hält die Midlife-Crisis im Würgegriff, und ich habe die Arme nach hinten verdreht, weil ich Wehrdienst leisten muss.

Was uns verband, waren die Schläge des Lebens und die Sehnsucht nach einer schmerzfreien Zukunft. Stachura trägt das schwere Erlebnis mit sich, von einer Lokomotive angefahren worden zu sein, was ihn körperlich zu einem Krüppel machte, und einen Aufenthalt im Krankenhaus in Drewnica, also in der sogenannten Irrenanstalt, in der er geisitig verstellt wurde. „Ich bin 42 Jahre alt und fühle mich, als wäre ich 420“, schreibt er über sich selbst.

Oh Jesus, es ist doch 1979. Ich scanne meine Biografie und am Anfang 1979 halte ich inne.  Bullshit, ich sehe mich selbst, wie ich aus der Kaserne fliehe und dann verzweifelt zurückkehre, und die Arrestzelle Tür schließt sich hinter mir. Um strafrechtlichen Konsequenzen, also dem Gefängniss zu entgehen, simuliere ich eine manische Psychose und erkläre bei der Vernehmung, dass ich vor den Illuminaten geflohen sei, die mich mit Strahlenwaffen verfolgten.

Wenn ich an die Kollision von Stachura mit der Lokomotive denke,  so kommt mir hoch meine eigene Eisenbahngeschichte. Im Herbst 1976 fiel ich vom Zug herunter zwischen den Bahnsteig und den Zug. Zum Glück konnte der Zug rechtzeitig stoppen. Nur eine Narbe am Bein erinnert mich noch daran. 

Was für eine verdammte Koinzidenz – dachte ich und als ich in Wikipedia sein Geburtsdatum sehe: 18.8. rieb ich mir die Augen. Fuck, dass ist doch mein Geburtsdatum, nur dass er 20 Jahre früher geboren wurde.

Ich lese, dass es in Praga, in einem Bezirk von Warschau auf der rechten Weischelseite, an der Hauswand der Straße, in der Stachura lebte, ein Wandbild von ihm gibt. Ich packe das Buch in meine Tasche und eile zum Weichsel, um die Fähre auf die andere, die rechte Seite zu nehmen. 

Ich lernte dort einen netten Mann aus der Besatzung kennen, der, wie ich, in Muranów aufgewachsen ist und in Westberlin, in der Gneisenaustraße, gearbeitet hat, also nur ein paar Schritte von meiner Berliner Wohnung entfernt, welcher Zufall. 

Seine Biografie ist, wie meine, nicht linear, also konnten wir uns auf Anhieb länger unterhalten, als ob wir ein tieferes Gefühl und Verständnis für unsere Themen hatten. Ich würde sagen, dass unsere metaphysischen Ebenen in Resonanz traten.

Ich denke auch über Stachura nach und frage mich, ob er vielleicht ein Schiffbrüchiger von demselben Raumschiff, das notlanden musste, also sozusagen mein planetarischer, oder sogar mein stellarer Verwandter, ist.

Nach ein paar Überfahrten über die Weichsel steige ich auf der Praga-Seite aus. Ich gehe am Praga-Krankenhaus vorbei, wo 1939 mein Großvater seinen letzten Atemzug tat. Ich überquere den verlassenen Bazar Różycki, gehe die Brzeska-Strasse entlang und dann durch den Tunnel unter dem Ostbahnhof, in den anderen Teil von Praga, Praga-Południe, Praga-Süd.

Genau hier, vor dem Bahndamm, haben wir im Herbst 1976 Wein aus der Flasche getrunken, und dann verreiste ich mit dem verhängnisvollen Zug, aus dem ich im angetrunkenen Zustand rausfiel.

Die Skaryszewska-Straße, wo damals ein „Kleiderbasar“, der sich “Ciuchy” nannte war, auf dem ich mein erstes T-Shirt mit dem Bild eines Matrosen mit Pfeife und der Aufschrift  die ich bis heute nicht vergessen habe: „I was Lord Kitchener’s valet.“, kaufte. Nicht weit von hier gab es im Krieg ein SS Gefangene-Sammellager, aus dem Menschen, die auf den SS-Strassen Razias, ähnlich wie Sklaven in Afrika, gefangen wurden, um dann weiter in die Sklaven-Arbeitslager abtransportiert wurden. Stelle es dir vor, du bist zum Kiosk gegangen, um dir Zigaretten zu holen und dann bist du in Dachau- oder Mauthausen KZ-Lager gelandet. Leben kann manchmal makaber-überraschend werden.

Ich gehe an die Schokoladenfabrik „Wedel“, früher „22. Juli“, in Kamionek vorbei, nahe dem Skaryszewski-Park. Praga Południe erscheint mir traurig, vielleicht sogar irgendwie armselig, als ob ihre Seele sich für sich selbst schämen würde. Vielleicht hat Gott deshalb als Trost für die Seele hier die Schokoladenfabrik hingezaubert.

Plötzlich erinnere ich mich, dass ich in meinen Träumen ziemlich oft in dieser Gegend unterwegs war. In Grochów lebte meine Lieblingstante Nunka, meine Taufpatin, meine drei guten Freunde, mit denen ich einiges angestellt und erlebt habe – hier entdeckte ich die Geheimnisse der Liebeskunst. Kein Wunder, dass ich manchmal in meinen Träumen genau hierher wandere.

Ich komme zur Rębkowska-Straße, verirre mich ein wenig in dem dichten Netz kleiner Gassen, aber Dr. Google führt mich sicher ans Ziel. An der Wand eines alten, noch “vorkrieglichen” Hauses bewundere ich das Wandbild von Stachura. 

Das Gebäude, in dem er sich der Poet sein Leben nahm, steht ein paar Meter weiter und ist antypoetisch – typische trostlose sozialistische Architektur, wahrscheinlich aus den frühen 60er oder späten 50er Jahren. Ich suche nach der Nummer der Wohnung und finde die im Erdgeschoss. Die Fenster sind durch Jalousien verdeckt – die Trivialität des Lebens, denke ich mir -Jemand hat sich hier sein Leben genommen, und dann zieht jemand anderes ein und lebt einfach weiter, als wäre nichts passiert.

Ich denke an die Selbstmörder, die ich persönlich kannte – vielleicht zehn Menschen, ist das viel oder wenig?

Meiner Meinung nach lebten sie irgendwie nicht linear, vielleicht deshalb, weil sie wach waren und ehrlich mit sich selbst. Der Rest, also die Mehrheit oder die träumende Graue-Masse, mag es nicht, wenn jemand sie bei Träumen stört. Die Schlafstörer werden wie Kakerlaken gnadenlos bekämpft. Der Hass ist das Gift..

Der Hass in der Welt wird von den sensiblen Nicht-Linearen verstärkt wahrgenommen, und das kann für sie so unerträglich schmerzvoll werden, dass sie sich die Zuflucht ins Jenseits als einziger Ausweg nehmen müssen und das ist kein Freitod. 

Ich denke, dass Jesus sich bewusst war, dass die Rettung der Menschheit als Kollektives, im Klartext als Befreiung von Hass eine Utopie ist. Er spielte keinen Helden und flüchtete einfach ins Jenseits.

Ich komme am Wiatraczna-Kreisverkehr an und stoße auf junge Menschen mit einem kriminalistischen Gen, das man in ihrem Blick, ihrer Haltung und vielleicht sogar in ihrer Kleidung erahnen kann.

Grochów stimmte mich ein bisschen traurig ein, also nahm ich die Straßenbahn und fuhr über die Weichsel zurück nach Muranów. Die Linie 26, mit der ich fuhr, brachte meine Mutter über 30 Jahre lang zu ihrer Arbeitsstelle. Der Kreis der Erinnerungen wird auf diesem Punkt geschlossen.

Der Hunger lässt meine Erinnerungen verschwinden und katapultiert mich ins Jetzt. Frau Halinka, alte Warschauerin und meine Nachbarin, die 93 Jahre alt geworden ist, begrüßt mich mit dem selbstgemachten Apfelpfannkuchen.

Am Anfang schuf Herr Lieber Gott die Gastronomie, der Rest kam danach.

           

1 thought on “Stachura

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert