Wisła / Weichsel

Dziadek w 1939 roku bawi się w morsa kąpiąc się w Wiśle pokrytej jeszcze krami lodu. Chodzi o zakład honorowy, zawarty prawdopodobnie pod wpływem substancji tłumiącej zdrowy rozsądek. Zapalenie płuc i śmierć w wieku 33 lat. Może dziadek ulatnia się intuicyjnie w zaświaty przed tragicznym wrześniem 1939, kiedy to Hitler a potem Stalin napadają na Polskę. Któż może to wiedzieć. 

Dziadek był filutkiem i gdy wracał wczesnym porankiem po zmianie do domu, a kelnerował w Ziemiańskiej z reguły był podchmielony i prosił dorożkarza aby na barana wnosił go po schodach na górę. Jego ojciec i bracia pracowali w gastronomi, będąc udziałowcami warszawskich lokali „Mars“, „Satyr“i „Setka“. Pradziadek kochał wyścigi i dochody z jego biznesu zostawiał na Służewcu. Kiedy przegrywał to miał wyrzuty sumienia, więc szedł się spowiadać do kościoła Ojców Kapucynów. Kupował mnichom dywany, więc za zasługi miał pochówek w habicie mnicha. 

Kościół Kapucynów na ul. Miodowej lubiłem jako dziecko, bo była tam szopka „ruchoma“. Kolorowe figury świętych wycięte z sklejki jeździły w koło jak w teatrzyku. Wujek, brat mojej mamy, pewno się tak zauroczył tym przedstawieniem, że został poźniej aktorem kukiełkowym. W tamtych czasach bycie gejem nie było oczywiste i tak łatwe jak dzisiaj, więc ludzie ukrywali swoje upodobania. Wujek nie wyoutował się nigdy. 

Na ulicy Senatorskiej jest łapanka i esesmani zamknęli wylot ulicy. Jak na nieszczęście moja babcia znajduje się tramwaju uwięzionym pośrodku ulicy. Pasażerowie tramwaju muszą go opuścić i stanąć pod murem budynku z podniesionymi nad głową rękami. Esesman w tramwaju daje babci znak aby nie wysiadała. Pusty tramwaj jedzie dalej, a ci których wypędzono z tramwaju zostali rozstrzelani.

Babcia była moimi drzwiami do wolności. Kiedy byłem małym chłopcem zabierała mnie podczas wakacji na kolonie letnie, gdzie sama pracowała jako szefowa kuchni. Nie miała czasu się mną zajmować, więc mogłem poznawać świat po mojemu i nikt mi przy tym nie przeszkadzał, mówiąc zrób to, albo nie rób tamtego. Urodziłem się w niedzielę, a wakacje to  przecież długa niedziela, czas kiedy nie trzeba chodzić do szkoły, aby niepotrzebne do życia formuły wbijać sobie jak gwoździe do głowy. 

Potem się ludzie dziwią, że tyle idiotów chodzi po świecie, a jak im się bliżej przypatrzeć to ich mózgi są pełne powbijanych w nie gwoździ. Ich mózgi wyglądają trochę jak ubrane w koronę cierniową, ale jak wiadomo sam mózg nie odczuwa bólu. Najlepszym lekarstwem na głupotę byłby symptom bólu w mózgu. Na nieszczęście głupota nie boli, więc mało kto się tym przejmuje, kiedy głupieje. Ziemia jest planetą z pandemią głupoty.

Na koloniach, jak mawiała moja babcia „lata aż mu głowa podskakuje“, więc gwoździe, które mi powbijano w mój mózg podczas roku szkolnego, po prostu luzowały się, a większość z nich nawet wypadała. 

Kto raz w życiu doświadczy uwolnionego od gwoździ umysłu i doceni jego wolność, nie pozwoli sobie tak łatwo gwoździami zabijać głowy. Jeżeli ktoś ci powie, że masz poluzowane w głowie śrubki to odbierz to jako komplement i uśmiechnij się do siebie.

Deutsche Version

Es ist März 1939 und mein Großvater wegen Wette badet in der mit Eisbrocken bedeckten Weichsel. Es geht um eine ehrenhafte Wette, die wahrscheinlich unter dem Einfluss einer populären Gehirndroge, nämlich dem Alkohol, dessen Wärmewirkung bewiesener weise lässt den gesunden Menschenvernunft im Nu weg dämpfen, abgeschlossen wurde. Die Wette ist gewonnen, aber es gibt Nebenwirkungen: Lungenentzündung und Tod im Alter von 33 Jahren. Vielleicht entzog sich die Seele meines Großvaters ins Jenseits, um den tragischen September 1939, als Hitler und dann Stalin Polen überfielen, nicht erleben zu müssen. Der Herr Gott lässt sich in seine Spielkarten nicht schauen. 

Mein Großvater war ein Charmeur, und wenn er frühmorgens angetrunken nach der Arbeit mit der Pferdedroschke vor dem Haus kam, bat er den Kutscher darum, ihn auf der Treppe hoch zur Haustür zu tragen. 

Sein Vater, also mein Urgroßvater, war der Anteilseigner an den Warschauer Gastronomie Lokalen „Mars“, „Satyr“ und „Setka“. Er liebte Pferdewetten und ließ die Geschäftseinnahmen auf der Rennbahn in Służewiec flöten gehen. Danach plagten ihn Gewissensbisse, also beichtete er in der Kapuzinerkirche. Die Absolution katalysierte seine Großzügigkeit und er spendete der Kapuzinerkirche kostbare Teppiche. Irgendwann ging er in die Pleite, aber immerhin mit seinem Tod verdiente er sich eine Würde in den  Mönchegewänden bestattet zu werden.

Die Kapuzinerkirche in der Miodowa-Straße mochte ich als Kind, weil es dort wie eine Fließbahn voll automatisierte Weihnachtskrippe gab. Bunt bemalte Figuren aus Sperrholz von Heiligen, Soldaten, Ritter, Bauer, usw. marschierten, eine Reihe nach der anderen, vor dem lieben Herrn Gott.  Es war wie im Theater und alle Kinder glotzten mit ihren offenen Mündern diese bunte Show an.

Mein Onkel, der Bruder meiner Mutter, wurde wahrscheinlich von dieser Aufführung so geflasht, dass er später zum Puppenspieler im Theather wurde. Er war ein Charmeur,  trank gerne und sang Opernarien mit seiner Baritonstimme. Alle mochten ihn und trotzdem war er eine tragische Figur. Er zur falschen Zeit und am falschen Ort ein Schwul und hat sich bis zu seinem Tod nicht geoutet hat, dass er schwul ist.

Während der deutscher Besatzung gab es in der Senatorska-Straße in Warschau eine Razzia. Die SS-Mannschaften blockierten die Straßen Enden und mittendrin in einer Straßenbahn saß unglücklicherweise meine Großmutter. Alle Passagiere  aus der Straßenbahn wurden von SS-Leuten abgeschleppt und mussten sich mit erhobenen Händen an die Gebäudewand stellen. Einer von SS-Männer, winkte meiner Großmutter zu, dass sie auf ihrem Sitz sitzen bleiben sollte. Die leere Straßenbahn nur mit meiner Großmutter als Allein-Passagierin drin fuhr weiter. Diejenigen, die aus der Straßenbahn vertrieben wurden, wurden an die Wand gestellt und exekutiert.

Meine Großmutter öffnete vor mir die Tore zur Freiheit. Als ich ein kleiner Junge war, nahm sie mich während der Ferienzeit  in ein Sommerlager mit, wo sie selbst als Küchenchefin arbeitete. Sie hatte keine Zeit sich um mich zu kümmern. Ich blieb Aufsicht frei und so konnte ich die Welt auf meine eigene Weise entdecken. 

Ich wurde an einem Sonntag im August geboren und die Schulferien waren für mich wie ein sehr, sehr langer Sonntag. Ich liebe Sonntage – man muss nicht zur Schule gehen, um sich dort unnötige Formel, wie die Nägel in den Kopf einhämmern zu lassen.

Es sollte sich keiner wundern, wenn so viele Bekloppten auf der Welt frei herumlaufen. Schaut man genauer hin, sieht man, dass ihre Köpfe voll eingeschlagener Nägel sind. Diese Nägel ragen aus ihren Gehirnen heraus, und sie sehen ein wenig aus, als hätten sie eine Dornenkrone auf ihren Kopf getragen. 

Es steht bewiesen, dass das Gehirn selbst keinen Schmerz empfinden kann (oder will). Unglücklicherweise tut Dummheit nicht weh, also kümmert sich kaum jemand darum, wenn seine Dummheit zunimmt. Die Erde ist ein Planet, der durch einen Dummheit-Virus befallen ist. Weil es keine Impfung gegen die Dummheit gibt, wäre eine Schmerzreaktion im Gehirn die wirkungsvollste Medizin. 

Auf Ferienlager pflegte meine Großmutter zu über mich zu sagen “er läuft und hüpft, dass sein Kopf auf seinen  Schulter springt“, also konnten sich die Nägel, die mir während des Schuljahres in mein Gehirn eingehämmert wurden, lockern bis sie ganz herausfielen.

Wer einmal im Leben einen befreiten Geist erlebt hat, nachdem alle Nägel aus seinem Gehirn herausgefallen sind, erfährt die Freiheit und wird sie auf ewig wertschätzen. Er wird es sich nicht so leicht gefallen lassen, seinen freien Geist mit Nägeln wieder zu kreuzigen. Wenn jemand zu dir sagt, dass bei dir eine Schraube locker ist, empfinde das als ein Kompliment.

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert