Łowca czarnych dziur / Der Jäger der Schwarzen Löcher

Błąkam się w upale po ulicach miasta w którym się urodziłem i dorastałem, zastanawiając czy poza obrazami wspomnień coś mnie tym z miastem jeszcze łączy. Idziemy ul. Miedzianą, tu parę metrów dalej na ul. Prostej mieszkał przed wojną mój ojciec. Jego ojca, czyli mojego dziadka nigdy nie poznałem, bo ten zmarł na skutek sepsis w 1944 roku. Przyczyną było trywialne zapalenie zęba, które obecnie jest leczone antybiotykami, których oczywiście wtedy w okupowanej Warszawie nie było. „Głowy przecież panu nie mogę amputować“, tak miał powiedzieć lekarz do dziadka. Dziadek był mistrzem kominiarzem, pochowano go na cmentarzu bródnowskim, a zabytkowy krzyż kowalskiej roboty ukradł ktoś, aby sprzedać pewnie za butelkę wódki. Podobno w przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela, a dziadkowi jest pewno wszystko jedno – czy z krzyżem czy bez niego, zresztą umarli z reguły milczą.
Aby dziadkowi się nie nudziło dokopano mu do towarzystwa syna z jego pierwszego małżeństwa, a dla mnie wujka K, brata przyrodniego mojego ojca, zresztą powstańca warszawskiego. Widziałem go jedynie raz w życiu, a jego syna czyli kuzyna aż trzy razy. Ojciec mi opowiadał, że dziadek miał skrzypce i skrzypiał na nich tak, że podobno wszystkim domownikom uszy puchły. Pewnego wieczoru dziadek wrócił z pracy, sięga po skrzypce, które leżały w futerale na szafie, a tam figa – skrzypiec nima. Wkurzony wujek K. sprzedał skrzypce, za co oberwał za to ciężkie „manto“ od dziadka. Jego syn, panie też świeć nad jego duszą sam opowiadał mi o bolesnych karach cielesnych, jakich doznawał od swojego ojca, aż do momentu, w którym powiedział: ojciec jak mnie teraz uderzysz, to ci oddam, a jestem silniejszy od ciebie.
Okazało się że wujek K. był uzdolniony artystycznie i umiał fałszować dokumenty, dyplomy itp. Było to z pewnością przydatne podczas okupacji niemieckiej. Czytałem nawet kiedyś małą wzmiankę o nim w “Expressie Wieczornym” zatytułowana „Komu Maturę – tato jesteśmy sławni piszą o wujku. Z powodu wujka milicja obywatelska przeprowadziła rewizję w naszym domu i okazało się, że świadectwo maturalne mojej mamy nie jest „fałszywką“ wujka.
Kary cielesne wujka, dały efekt, bo jego syn skończył z wyróżnieniem liceum, a potem studia aby wyjść na ludzi. . Mój kuzyn został szpiegiem peerelowskim i jako as szpiegowski działał w Holandii, NRF, a może jeszcze gdzie indziej. Nie pytałem czy bił się jak James Bond, bo znaliśmy się za krótko, więc się nie ośmieliłem. Opowiadał mi o jego słabości do młodszych od niego pań. Na stare lata został dentystą, a ja nie byłem na tyle złośliwy ani dociekliwy aby go zapytać o to, czy jego dyplom nie pochodzi przypadkiem z konspiracyjnej drukarni dziadka. Zresztą kto nie ma zakopanych trupów w swojej piwnicy, Panie świeć nad duszą mojego kuzyna, bo miły był z niego człowiek z dobrymi manierami starej szkoły, nie powiem szpiegów.
Przyznam prawdę, że ludzie z nielinearnymi biografiami, ze skokami na bok, z wieloma ukrytymi wątkami, często urywającymi się w niczym, fascynują mnie. Nie chodzi tutaj o sensacje czy kryminalność, ale o złożoność, czy raczej kompleksowość osobowości ze strefami o różnorodnych kolorach i odcieniach. Najważniejsze są jednak szare pola, które jak czarne dziury są przyczyną przerw w linearności.
Człowiek o nielinearnej biografii, wpada ciągle w czarne dziury. Takie strefy zaburzeń, czyli wpadanie w pustkę albo nicość wywołują efekt przebudzenia się ze śnienia, którą jest klasyczna, czy też normalna, rzeczywistość.
Ważne jest dla mnie to, aby takie nonlinerane indywiduum dysponowało odpowiednim poziomem inteligencji oraz erudycji, umożliwiające jej ciekawą narrację przeżywanej rzeczywistości. Literacko na pewno Józef Konrad, Filip K. Dick skakali od jednej czarnej dziury do drugiej, i co lepsze potrafili to opisać.
Mojego kuzyna zaliczyłbym do właśnie takiej grupy ludzi, których bym określił jako łowcy czarnych dziur. Być może brat mojej mamy, częściowo wstawiał nogę w drzwi prowadzącej do tamtąd. Na jego szczęście, a może nie, był tego nieświadomy, bo zalewał skowyt, łoskot ciszy płynący z dziury alkoholem.
Poznałem trochę ludzi w moim życiu, a większość z nich odieram wyblakłe kopie, nawet nie wiadomo czego. Ich linearne standardowe biografie, w których sukcesy, albo cierpienia mające dla nich olbrzymie znaczenia, działają na mnie jak pozbawione puenty frazy.
Pustak czarnej dziury i powiew otchłani ciszy, czyli nieskończoności tak proszę, ale za puste to ja z góry dziękuję frazesy.
Ludzie linearni chociaż śnią przez całe życie, to nawet nie można by tego o nich powiedzieć, że śnili kiedykolwiek o sobie samym. Taki sen ma moc, która jest w stanie wyrzucić śpiącego z jego linearnej biografii, czyli go przebudzić.
To implozja energii wewnętrznego ukrytego jądra uchyla szparkę w drzwiach do nielinearności, i albo w nią wsadzisz stopę, albo nie. Nie wsadzisz nogi, to drzwi się zatrzasną. Wsadzisz, to poczujesz zimny powiew nieskończoności, zimniejszy nawet od powiewu śmierci, w którym nawet największy twój strach tak zamarznie, żę rozpadnie się w pył.
Powiew ten przebudzi w tobie potrzebę wyprawienia się w czeluść wewnętrznej przepaści siebie. Przebudzenie oznacza dostrzeżenie paradoksu naszego bytu, czyli tego, że samo życie od chwili narodzin jest powolnym umieraniem, w więc żyjemy głównie dlatego bo umieramy, co z logicznego punktu widzenia nie ma żadnego sensu.
Nasz byt jest więc a priori bezsensowny, więc cały nasz sen ma tylko jeden sens wyśnienie jakiegoś sztucznego sensu. Takie sny o sensie nakładają się na siebie tworząc nadawanie zjawisko lineraności biografii.
„Normalny“ nieprzebudzony człowiek ślizga się niejako po wyśnionej prostej linii, zresztą też przez niego wyśnionego czas, prowadzącej od godziny jego narodzin do godziny zgonu, nic o tym sam nic nie wiedząc. Zauroczony snem trzyma on nawet w jego ręku wiejący proporzec ze złotym napisem: „ja wiem co robię, nadałem sam mojemu życiu sens“.
Oczywiście każda fikcja, choćby najlepsza, na końcu ślizgania osiągając stację śmierć pęka jak przekłuty balon. W tym momencie następuje jeszcze krótki błysk przebudzenia, ale może jest za późno by zostać łowcą czarnych dziur.
Oben auf dem Foto: Treppen im Jüdischen Historischen Institut. „Am 16. Mai 1943, als Zeichen der Niederschlagung des Widerstands im Warschauer Ghetto, befahl SS-Brigadeführer und Generalmajor der Polizei Jürgen Stroop die Sprengung der Großen Synagoge und die Brandstiftung des Bibliotheksgebäudes. Damit vollzog er symbolisch den letzten Akt der ‚Endlösung der Judenfrage‘ in Warschau. Die Spuren des Feuers sind bis heute im Boden der Haupthalle des Instituts sichtbar.“
Der Jäger der Schwarzen Löcher
übersetzt durch chatgpt
Ich wandere in der Hitze durch die Straßen der Stadt, in der ich geboren und aufgewachsen bin, und frage mich, ob mich außer den Bildern der Erinnerungen noch etwas mit dieser Stadt verbindet. Wir gehen die Miedziana-Straße entlang, hier, nur ein paar Meter weiter in der Prosta-Straße, lebte mein Vater vor dem Krieg. Seinen Vater, also meinen Großvater, habe ich nie kennengelernt, denn er starb 1944 an einer Sepsis. Die Ursache war eine banale Zahnentzündung, die heute mit Antibiotika behandelt wird, die es natürlich damals im besetzten Warschau nicht gab. „Ich kann Ihnen doch nicht den Kopf amputieren“, soll der Arzt zu meinem Großvater gesagt haben. Großvater war ein Schornsteinfegermeister, er wurde auf dem Bródno-Friedhof beigesetzt, und das kunstvolle, schmiedeeiserne Kreuz wurde von jemandem gestohlen, um es vermutlich für eine Flasche Wodka zu verkaufen. Angeblich geht in der Natur nichts verloren, es wechselt nur den Besitzer, und Großvater ist es wahrscheinlich egal , ob mit- oder ohne Kreuz in der Erde liegt-schließlich schweigen die Toten meist.
Damit sich Großvater nicht langweilt, bekam er Gesellschaft von seinem Sohn aus erster Ehe, für mich Onkel K, der Halbbruder meines Vaters und zudem ein Kämpfer des Warschauer Aufstands. Ich habe ihn nur einmal in meinem Leben gesehen, und seinen Sohn, also meinen Cousin, ganze dreimal. Mein Vater erzählte mir, dass Großvater eine Geige besaß und darauf so schlecht spielte, dass angeblich allen im Haus die Ohren schmerzten. Eines Abends kam Großvater von der Arbeit nach Hause, griff nach der Geige, die im Etui auf dem Schrank lag, aber da war nichts – die Geige war weg. Der wütende Onkel K. hatte die Geige verkauft und bekam dafür von Großvater eine ordentliche Tracht Prügel. Sein Sohn, Herr möge seine Seele segnen, erzählte mir selbst von den schmerzhaften körperlichen Strafen, die er von seinem Vater erdulden musste, bis zu dem Moment, als er sagte: „Vater, wenn du mich jetzt schlägst, schlage ich zurück und denkmal nach ich bin jetzt stärker als du.“
Es stellte sich heraus, dass Onkel K. künstlerisch begabt war und Dokumente, Diplome und dergleichen fälschen konnte. Das war während der deutschen Besatzung sicherlich nützlich. Ich habe sogar einmal eine kleine Notiz über ihn im „Express Wieczorny“ gelesen, betitelt „Wem das Abitur ?“– Vater, wir sind berühmt, sie schreiben über Onkel.“ Wegen Onkel führte die Volkspolizei eine Hausdurchsuchung bei uns durch, und es stellte sich heraus, dass das Abiturzeugnis meiner Mutter keine Fälschung von Onkel war.
Die körperlichen Strafen des Onkels hatten Wirkung, denn sein Sohn schloss das Gymnasium mit Auszeichnung ab und studierte später erfolgreich, um „etwas aus sich zu machen“. Mein Cousin wurde ein Spion der Volksrepublik Polen und agierte als Spitzenspion in den Niederlanden, der BRD und vielleicht noch anderswo. Ich fragte ihn nicht, ob er wie James Bond kämpfte, weil wir uns zu kurz kannten, um mich das zu trauen. Er erzählte mir von seiner Schwäche für jüngere Frauen. Im Alter wurde er Zahnarzt, und ich war weder bösartig noch neugierig genug, um ihn zu fragen, ob sein Diplom vielleicht aus der konspirativen Druckerei des Großvaters stammte. Schließlich hat wohl jeder ein paar Leichen im Keller. Herr möge die Seele meines Cousins segnen, denn er war ein freundlicher Mensch mit guten Manieren der alten Schule, ich würde ihn nicht als Spion bezeichnen.
Ich gebe zu, dass mich Menschen mit nichtlinearen Biografien, mit Abwegen, mit vielen verborgenen, oft ins Nichts verlaufenden Fäden faszinieren. Es geht mir nicht um Sensationen oder Kriminalität, sondern um die Komplexität oder besser gesagt Vielschichtigkeit einer Persönlichkeit mit Bereichen in verschiedenen Farben und Schattierungen. Am wichtigsten sind jedoch die grauen Felder, die wie schwarze Löcher für die Unterbrechungen in der Linearität sorgen.
Ein Mensch mit einer nichtlinearen Biografie fällt ständig in schwarze Löcher. Solche Störzonen, das Hineinfallen in die Leere oder das Nichts, erzeugen den Effekt des Erwachens aus dem Traum, den die klassische oder normale Realität darstellt.
Für mich ist es wichtig, dass ein solches nichtlineares Individuum über ein entsprechendes Maß an Intelligenz und Bildung verfügt, die ihm eine interessante Erzählung über die erlebte Realität ermöglichen. Literarisch gesehen sprangen sicherlich Joseph Conrad und Philip K. Dick von einem schwarzen Loch ins andere, und noch besser, sie konnten es beschreiben.
Meinen Cousin würde ich zu dieser Gruppe von Menschen zählen, die ich als Jäger der schwarzen Löcher bezeichnen würde. Vielleicht steckte der Bruder meiner Mutter zum Teil einen Fuß in die Tür, die dorthin führt. Zu seinem Glück, oder vielleicht nicht, war ihm das nicht bewusst, denn er ertränkte das Heulen, das Dröhnen der Stille, das aus dem Loch kam, in Alkohol.
Ich habe in meinem Leben einige Menschen kennengelernt, und die meisten von ihnen nehme ich als verblasste Kopien wahr, ohne dass man genau sagen könnte, von was. Ihre linearen, standardisierten Biografien, in denen Erfolge oder Leiden von großer Bedeutung für sie sind, wirken auf mich wie Phrasen ohne Pointe.
Das Nichts des schwarzen Lochs und der Hauch des Abgrunds der Stille, also der Unendlichkeit, ja bitte, aber für leere Phrasen danke ich im Voraus.
Lineare Menschen träumen zwar ihr ganzes Leben lang, aber man könnte nicht einmal von ihnen sagen, dass sie jemals von sich selbst geträumt haben. Ein solcher Traum hat die Kraft, den Schlafenden aus seiner linearen Biografie zu werfen, ihn also zu wecken.
Die Implosion der Energie des inneren verborgenen Kerns öffnet einen Spalt in der Tür zur Nichtlinearität, und entweder steckst du deinen Fuß hinein oder nicht. Steckt man den Fuß nicht hinein, schließt sich die Tür. Steckt man ihn hinein, spürt man den kalten Hauch der Unendlichkeit, kälter noch als der Hauch des Todes, in dem selbst die größte Angst so gefriert, dass sie zu Staub zerfällt.
Dieser Hauch weckt in dir das Bedürfnis, in den Abgrund des eigenen Inneren hinabzusteigen. Erwachen bedeutet, den Paradox unseres Daseins zu erkennen, nämlich dass das Leben von dem Moment der Geburt an ein langsames Sterben ist, wir also hauptsächlich leben, weil wir sterben, was aus logischer Sicht keinen Sinn ergibt.
Unser Dasein ist also a priori sinnlos, und unser gesamter Traum hat nur einen Sinn – einen künstlichen Sinn zu erträumen. Solche Träume von Sinn überlagern sich und erzeugen das Phänomen der Linearität der Biografie.
Der „normale“, unaufgeweckte Mensch gleitet gewissermaßen auf einer erträumten geraden Linie, die er selbst als Zeit erträumt hat und die von der Stunde seiner Geburt bis zur Stunde seines Todes führt, ohne selbst etwas davon zu wissen. Verzaubert vom Traum hält er sogar in seiner Hand ein flatterndes Banner mit der goldenen Aufschrift: „Ich weiß, was ich tue, ich habe meinem Leben selbst einen Sinn gegeben.“
Natürlich platzt jede Fiktion, sei sie auch noch so gut, am Ende der Fahrt, wenn sie die Station Tod erreicht, wie ein durchstochenes Ballon. In diesem Moment gibt es noch einen kurzen Blitz des Erwachens, aber vielleicht ist es dann zu spät, um ein Jäger der schwarzen Löcher zu werden.