Monochrom

Trampek i Hrabia Schuler

Warszawę w latach sześćdziesiątych, a później siedemdziesiątych odbierałem jakby przez magiczne oko, które filtrowało wszystkie kolory, poza czarnym i białym. Rzeczywistość była dla mnie miejscem o barwie monochromicznej, czarno-białej, przynajmniej tak wspominam tamte czasy.

Może dlatego, że za dużo się naoglądałem czarno-białej telewizji, a i wszystkie zdjęcia w albumie rodzinnym były czarno-białe. Ubrania w szafie, marynarka czy jesionka taty były szare albo czarne, tak jak moje spodnie sukienne do szkoły, które kupowaliśmy z mamą na Bazarze Różyckiego.  

A w szkole nosiło się czarną bluzę z przypinanym na guziki białym kołnierzykiem. Nawet portrety państwowych czy partyjnych dygnitarzy wiszące w klasie ponad tablicą prezentowały ich twarze odcieniach szarości, poważnie i bez uśmiechu. Taka codzienna monochromatyczność rzucała się chyba wszystkim ludziom na mózg, bo ich myślenie było też typu albo: albo jest czarne, albo jest białe. 

Ucieczka od czaro-białego, albo lepiej powiedzieć szarego, mogła się odbyć “standardowo”, np. Jako uchlanie się alkoholem wysokoprocentowym. Drugim dobrym sposobem było użalanie się nad sobą, przez czynienie z siebie ofiary, wraz z obwinianiem innych jako “kreatorów” złego stanu rzeczy. Trzeci sposób był trascendentalny. Można było się zaćpać parkopanem na ławce hipisów na skwerku przed domem partii lub alternnatywnie ululać się wiarą chrześcijańską z jej obietnicą nieba post mortum w kolorzw blue jeans, bez konieczności posiadania bonów dolarowych do „pewexu“- przystąpienie do komunii załatwiało bilet wstępu.

Osobiście podejrzewam, że kolor niebiański to taki “fake”, czyli mydlenie oczu, bo w rzeczywistości rozchodzi się o wypraną szarość.

Deutsche Version

Warschau in den sechziger und später in den siebziger Jahren nahm ich wahr, als ob ich durch ein magisches Auge blickte, das alle Farben filterte, außer Schwarz und Weiß. Die Realität war für mich ein Ort in monochromer, schwarz-weißer Färbung – zumindest erinnere ich mich an diese Zeiten.

Vielleicht lag es daran, dass ich zu viel Schwarz-Weiß-Fernsehen geschaut habe und auch alle Fotos im Familienalbum schwarz-weiß waren. Die Kleidung im Schrank, Papas Sakko oder Mantel waren grau oder schwarz, genauso wie meine Wollhosen für die Schule, die wir mit meiner Mutter auf dem Różycki-Basar kauften.

In der Schule trug man eine schwarze Jacke mit einem angeknöpften weißen Kragen.Sogar die Porträts der staatlichen oder parteilichen Würdenträger, die über der Tafel im Klassenzimmer hingen, zeigten ihre Gesichter in Grautönen – ernst und ohne Lächeln. Diese alltägliche Monochromie prägte wohl das Denken der Menschen, denn ihre Ansichten waren ebenfalls entweder ist schwarz oder weiß.

Die Flucht vor dem Schwarz-Weißen, oder besser gesagt dem Grauen, konnte „klassisch“ erfolgen, etwa durch übermäßigen Konsum von hochprozentigem Alkohol. Eine andere gute Methode war das Selbstmitleid, bei dem man sich als ein Opfer inszenierte. Die anderen waren dann die „Schöpfer“ des schlechten Zustands und die nannte man Schuldige . 

Die dritte Methode war transzendental. Man konnte sich mit Parkopan auf der Hippie-Bank im Park vor dem Parteihaus zu dröhnen, oder alternativ dazu  sich in den römisch- katholischen Glauben und ihren Versprechen eines Himmels in der Farbe von Jeansblau

Persönlich vermute ich, dass die himmlische Farbe ein „Fake“ ist, also Augenwischerei, denn in Wirklichkeit handelt es sich um ausgewaschenes Grau.

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert